krytyczny pisze:
Na podstawie testów na inteligencje wybieramy dwoje dzieciaków na podobnym poziomie, przeciętnym nie odbiegającym od średniej.
Jednemu dajemy wszystko nowe książki, komputer, codziennie śniadanie, dostęp do Internetu, a jego szkoła to cud nowoczesnej edukacji, pełna pomocy naukowych. Jednym słowem tworzymy mu cieplarniane warunki.
Drugi dostaje minimum. Książki po koledze, komputer do rozsypujący się złom z niemieckiej wystawki, Internet to tylko jak sobie pójdzie do kolegi, należy też do tej kilkunastoprocentowej grupy polskich dzieci chodzących głodnych do szkoły. Sama szkoła bazuje na pomocach pamiętających Gierka.
W szkole pierwszego są dobrze zarabiający nauczyciele, zadowoleni ze swojej pracy. Nie maja większych problemów. Dzieci zadbane, motywowane przez rodziców, nie ma problemów z zebraniem pieniędzy na wycieczkę, żyć nie umierać.
W szkole drugiego nauczyciele marzą tylko w wyrwaniu się do tej lepszej szkoły. Fundusz płac na ustawowym minimum, niedokarmione dzieciaki rozkojarzone maltretują go na lekcjach.
Przychodzi Władza. Bierze wyniki testów i ocenia szkoły. Oczywiście biedna szkoła naszego dziecka pochodzącego z biedniejszej rodziny przegrywa już na starcie. Szkoły "bogatsze" są w uprzywilejowanej pozycji, a dodatkowa kasa tylko ją umacnia. Nauczyciele tej biedniejszej szkoły są tylko ludźmi. Zniechęcają się, wiedzą że nie mają takich możliwości prowadzenia lekcji jak ich koledzy z bogatszej szkoły. Wiedzą że nawet jeśli uda im się doprowadzić któreś dziecko do I miejsca w ogólnopolskiej olimpiadzie matematycznej, to i tak nie wpłynie to na jego wynagrodzenie, bo oceniana jest cała szkoła. Nie ma żadnej motywacji, robi niezbędne minimum.
No cóż.... dalej się nie rozumiemy!!!
W SP 5 warunki w jakich uczą się uczniowie nie od samego początku odbiegały w górę w porównianiu do warunków innych szkół. Standard szkoły poszedł w górę jest więc indywidualnej pracy szkoły (nie w sensie samego budnyku, ale uczniów, nauczycieli, rodziców...).
Podajesz jeden przykład, który zacytowałam. Podam Ci więc taki sam jednak dotyczący innej kwestii życia społecznego, na podstawie którego być może zrozumiesz o co mi chodzi:
Mamy dwie rodziny patologiczne: X i Y, w których są porównywalne, cięzkie warunki materialne, mieszkaniowe, emocjonalne....
Dziecko z rodziny X pomimo ciężkich warunków w domu przykłada się do nauki, chce się w pełni rozwijać w sensie naukowym, emocjonalnym i społecznym. Ciężko pracuje (wiadmomo ciężkie warunki panujące w domu utrudniają prawidłowy rozwój psychospołeczny, co często odbija się na wynikach w szkole), ale udaje mu się wyróżnić bardzo wysokimi wynikami w szkole....
Dziecko z rodziny Y nie przykłada się do nauki, wagaruje, nie wkłada żadnego wysiłku w edukację......
Kogo nagrodzisz nowymi książkami, nowym komputerem: dziecko z rodziny X, żeby miało lepsze warunki i jednocześnie bodziec motywujący do dalszej ciężkiej pracy oraz żeby poczuło się wyjątkowo, wyróżnione i docenione, czy dziecko z rodziny Y, żeby książki te były praktycznie nieużywane, a komputer jak używany to tylko do rozrywki????
Z Twojego toku rozumowania, z Twoich postów odnoszę wrażenie, że nagrodzisz dziecko z rodziny Y
Ja bym nagrodziła dziecko z rodziny X!!!
Czy nagrodzenie dziecka z rodziny X nie byłoby jednocześnie bodźcem motywującym inne dzieci do lepszej nauki, osiągania lepszych wyników w szkole???